kurdybanek
Opanowanie świata
Brak postów w ostatnim czasie był spowodowany moim pobytem w Indiach. Już wróciłem, więc piszę dalej.
Dla kogoś kto trafia tu z linku zewnętrznego polecam najpierw przeczytać wpis o Lechitach, bo będzie dużo nawiązań.
Słowiańskim odpowiednikiem sanskryckiego słowa Leh, jest słowo Pan. Znaczenie ma w zasadzie takie samo jak słowo Lech. Oznacza i władcę, i boga i może oznaczać pasterza i właściciela (obecnie szczególnie używane w tym znaczeniu wobec zwierząt domowych). Słowo to z naszego języka przeszło do ogromnej ilości języków przyjmując zaskakujące znaczenia, czym dużo mówią o naszej historii.
Grecja
Jeśli dobrze się zastanowimy to się okaże, że znamy słowo Pan z innych języków, ale na myśl nam nie przyszło, że to jest to samo nasze polskie słowo. Jesteśmy do tego stopnia zindoktrynowani, że nawet jak istnieje gdzieś słowo Pan i jest określeniem Boga, to wydaje nam się, że to niemożliwe, by pochodziło z naszego języka, ale nic bardziej mylnego. Grecki bóg o imieniu Pan istniał i istnieje po dziś dzień w mitologii greckiej. Zobaczmy więc, co to jest za bóg.
Z Wikipedii:
“wywodzący się z Arkadii[1] grecki bóg opiekuńczy lasów i pól, strzegący pasterzy oraz ich trzód.”
Spójrzmy na mapę antycznego świata. Całe południe to w zasadzie tylko wyspy, nieużytki i góry. Cała północ (Skandynawia) to w zasadzie śniegi i góry, Azja to góry i pustynie, a Afryka to pustynie. Jak opisać Lechię, która rozciągała się wtedy od Renu po Ural? No właśnie jako Pola i Lasy, nie było wtedy żadnego innego regionu świata, który można by było tak nazwać. Ważnym zauważenia jest fakt, że i Rzym, i Grecja, i Tracja, i Anatolia, i Iberia mają góry NA ŚRODKU. Na terenie Lechii w odróżnieniu od innych państw tego okresu, nie było w zasadzie żadnych gór, bo góry wyznaczały granice ZEWNĘTRZNE (kolejno od zachodu: Alpy, Sudety, Karpaty, Bałkany i Ural), więc Pan musiał być bogiem opiekunem terenów Lechii.
“Wywodzący się z Arkadii”? Arkadia to teren “za górami”, gdzie jest dobrobyt. Słowo Arkadia pochodzi od słowa “ark” czyli “łuk”. Łuki to góry. Jako Arkadię obecnie rozumie się część Peloponezu, która jest za górami względem Aten. Jednak z punktu widzenia całej Grecji, krainą za Górami, będzie właśnie Lechia, bo wszystkie pozostałe są za Morzami Jońskim, Egejskim i Śródziemnym.
Opis: „Pasterz strzegący trzód”? Jest to identyczny opis jak w Biblii. Oznacza Pana i jego poddanych.
Bóg Pan był przedstawiany w postaci pół człowieka, pół zwierzęcia. Miał tułów i twarz mężczyzny, był cały owłosiony, o kozich nogach, ogonie, brodzie i rogach. Co ciekawe, dokładnie tak samo opisywano Lechitów z północy zwanych w Rzymie “barbarzyńcami”, a bóg Pan był ich interpretacją graficzną. Lechici jak robili najazd zachowywali się jak pół ludzie – pół zwierzęta, byli owłosieni, stąd zapewne kozie nogi i broda. Nazwa Barbarzyńcy też oznacza owłosionych ludzi, bo “barba” to po łacinie “broda”. Ciekawym zbiegiem okoliczności są rogi, otóż Lechiccy władcy i przywódcy nosili podczas bitew i najazdów korony z rogami! Co ciekawe, według bardziej nagłaśnianych oficjalnych informacji, korony z rogami nosili przecież Wikingowie, Wandalowie i Goci i to w tym samym czasie. Generalnie wszyscy to jedna i ta sama nacja, a że mylono jednych z drugimi, możliwe nawet, że celowo, gdyż większość słowiańskich zasług w tym czasie przypisywano później tym, których dziś zwiemy germanami. Nazwę germanie, też nam przecież ukradziono.
Kiedy Polskę schrystianizowano, bóg Pan stał się niewygodnym reliktem niechrześcijańskiej historii głównego wroga Rzymu czyli Polski, więc chrześcijanie zakazali jego czci. Wmówiono ludziom, że Pan jest złym bogiem i namawia do grzechu i jego wizerunek nadano diabłowi. Dzięki temu każdy z nas w dzieciństwie dowiedział się jak wyglądał bóg Pan, wraz z informacją, że jest zły i nie należy go słuchać. Nawet słowo diabeł pochodzi od łacińskiego “diabolus”, a to z greckiego “diabolos”, co oznacza “oszczercę”.
Często diabła przedstawia się z garnkiem, kiedy coś gotuje smołę. Z tym gotowaniem to nie przypadek, ale o tym dalej.
Ciekawą „zemstą” naszego języka na tej zamianie bogów jest oksymoron językowy: “Pan Bóg”, bo może oznaczać zarówno boga chrześcijańskiego, jak i jego głównego przeciwnika.
Lechicki postrach
Kiedy zbliżali się Panowie z północy, to u tubylców rodził się ogromny strach. Nie przypadkiem taki strach nazywa się “panika”! Ten „paniczny strach” był reakcją na głośny krzyk atakujących oddziałów „Panów”. Niestety nie jest to jedyne negatywne słowo jakie pozostawiliśmy po sobie w spuściźnie ludzkości. O „awariach”, „wandalizmach” i innych negatywnych spuściznach naszego narodu jest w innych artykułach.
Uniwersalność
Ze względu na ogromne wpływy „panów z północy” w całym znanym antycznym świecie, do tej pory greckie słowo “pan” oznacza coś uniwersalnego np. „pandemonium”, “panslawizm”, “autostrada panamerykańska”, „pantheon” itd., nawiązuje to historycznie do rozległości państwa lechickiego oraz jego uniwersalności. Jeśli spojrzymy na mapę antycznego świata, dość łatwo zauważyć, że Lechia mająca granice od Renu po Ural była największym państwem znanego europejczykom świata! Teraz na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe, żeby Lechia była największym państwem świata. Ale czy naprawdę to takie niemożliwe? Obecnie największym państwem świata jest… Rosja, która niewątpliwie jest jednym ze spadkobierców Lechii i wraz z Polską i w mniejszym stopniu Czechami walczy o utrzymanie statusu państwa słowiańskiego numer jeden. Od kilkuset lat jednak to Rosja wiedzie prym wśród słowiańskich narodów na politycznej arenie międzynarodowej.
Rzym
Słowo “pan” przeszło również do Rzymu, gdzie na zasadzie kalki z hebrajskiego lah (pan) → lahem (chleb) stworzono w Rzymie znaczenie chleba jako daru od “boga”. Po dziś dzień słowo “pan” oznacza “chleb” w wielu językach romańskich np. es:pan, it:pane, pt:pao, fr:pain. Innym wyjaśnieniem tego fenomenu jest to, że Lechia posiadała ogromną ilość pól uprawnych i zawsze nadwyżkę żywności, którą eksportowała. Stąd skojarzenia naszego kraju z chlebem na całym świecie.
W większości języków romańskich słowo „pan” oznacza również „jedzenie” jako całość.
Region graniczny w Europie między Rzymem Zachodnim, Wschodnim i Lechią do dziś nazywa się Panonią oraz kotliną Panońską. Nazwa ta już istniała od dawnych czasów rzymskich, ale według oficjalnych historyków Polacy / Panowie pojawili się w Europie w X wieku!
Hindustan
Tak samo jak w Rzymie z polskiego słowa „pan” wziął się „chleb”, tak w Indiach ze słowa „pan” wzięła się „woda”. Woda w językach: Urdu, Nepali, Hindi, Marathi, Konkani itp, brzmi „paani” dosłownie: „coś boskiego”, a w Sanskrycie „Paanija”, co dosłownie oznacza „coś boskiego”, ale w liczbie mnogiej. Dlatego rzymski chleb pochodzi raczej od tego, że Pan oznacza władcę, a nie od tego, że importowano go z Lechii. Po polsku słowo „woda” też pochodzi od nazwy władcy, chodzi oczywiście o słowo „wódz” → „wodzić”, „pro wadzić” → „światłowód”, a po czesku „wodociąg” to „vodovod”, ale o etymologii słowa „woda” w różnych językach będzie oddzielny artykuł, bo chyba wszystkie te słowa pochodzą z języka prapolskiego.
Germania
Germanie również przygarneli “pana” do siebie, ale u nich kojarzył się bezpośrednio z bogactwem i pieniędzmi, w tym czasie Lechia była nieporównywalnie bogatsza od zimnej Skandynawii czy Wysp Brytyjskich. Stąd “panni” to po germańsku “moneta”, Staroangielski: “pani” (moneta) → en:penny to “moneta miedziana”, sv:penning (moneta), is:penningur (moneta), de:Pfennig (grosz) wróciło do polskiego jako “pieniądz”, a z polskiego znów wyemigrowało do węgierskiego jako “penz” czyli “pieniądz”.
Słowo „pan” to nie tylko „chleb”, „woda” i „pieniądze”, to również miejsce gdzie się je łączy! „Pan” po angielsku to „patelnia”, stąd „pancake” (ciasto z patelni = naleśnik).
Ubrania i Panna Cota :)
Do jedzenia, picia, garnków i pieniędzy od nas pochodzą również ubrania oraz śmietana!
la:pannus (ubranie) → el:penos (pajęczyna), el:pani (ubranie), it:panno (ubranie) → it:panna (śmietana – bo powstaje jako płaszczyk na mleku) → it:panna cota (gotowana śmietana – nazwa deseru).
Kultura
Poza już opisanym, znanym na całym (nawet niechrześcijańskim) świecie wizerunkiem diabła, warto wspomnieć jeszcze o „Piotrusiu Panie”. Jego „nazwisko” oczywiście pochodzi od boga „Pana”. Jego koleżanka ma tam na imię… Wanda. Cóż za przypadek! Ciekawe, że jako dzieci poznawaliśmy takie znane fikcyjne persony jak diabeł czy Piotruś Pan, a nawet do głowy nam nie przyszło, że mają polskie korzenie!
Dowód językowy
Dla tych, którym nadal wszystko wydaje się zbyt „naciągane i mitologiczne, by było prawdą” (ktoś tak napisał w komentarzach) chciałbym przedstawić coś, co naprawdę ciężko obalić.
Który naród na powitanie oddaje sobie „Cześć”?
A który ze względów historycznych każdego obywatela nazywa domyślnie władcą, niezależnie od statusu społecznego, a nawet płci. Przecież do najgorszego kloszarda na ulicy odzywamy się: „Ale Pan śmierdzi, weź się Pan umyj!”, a Marek Kondrat w swoim słynnym cytacie mówi do zwykłych robotników: „Czy muszą tak Panowie napier… od bladego świtu?”. Czy wyobrażacie sobie taki tekst w innym języku? Żeby powiedzieć Herr, Senior, Sir do kloszarda lub zwykłego robotnika? Tak ma tylko język polski. Pomijam, że te słowa w obcych językach nie mają aż takiego władczego wydźwięku jak „pan” w języku polskim.
W innych językach występuje często rozróżnienie płci np. Herr / Frau, Monsieur / Madame itd. W języku polskim każdy jest władcą równym z innymi. Stąd mamy słowa: „pan”, „pani” i „panna”. Oznacza to, że w dawnych czasach kobiety miały status równy mężczyznom.
Ciekawostką jest, jak nazywamy zorganizowany zbiór Polaków? Chodzi oczywiście o „organizm PAŃSTWOWY” czyli „organizację panów”! Polskę nazywamy przecież „Państwem”. Nazwa później rozciągnęła się na inne organizmy tego typu. Ale słowo „Państwo” jest tak polskie, że nie występuje nawet w innych językach słowiańskich!
Z powyższego dość jasno wynika, że kiedyś wszyscy u nas byli równi, niezależnie od statusu społecznego i płci. Władzą ustawodawczą był „wiec”. Po prostu wszyscy się schodzili na główny plac i razem podejmowali decyzje. Nie było polityki i polityków, którzy podejmowali decyzje za obywateli. No chyba, że była wojna, wtedy działano w trybie „nadzwyczajnym”, ale o ustrojach politycznych Rzeczpospolitej Antycznej będzie oddzielny artykuł.
W wierzeniach ludowych był rośliną o nadzwyczajnych własciwościach i czarodziejkiej mocy.Miał moc odpędzania demonów od człowieka.Nawet św. Hildergarda znakomita zielarka i uzdrowicielka, żyjąca w XII w. wymienia go w swoich księgach. Poleca na wszelkie choroby głowy w postaci musu lub okładów (Zioła w medycynie naturalnej).
Stefania Korżawska w swojej książce "Po zdrowie z ziołami" pisze, iż to król Jan III Sobieski rozsławił to zioło. Spotkał kiedyś wieśniaczkę, która właśnie go zrywała dla swojego synka.Sobieski, który był jeszcze wtedy hetmanem, zapamiętał roślinkę i gdy jechał na odsiecz Wiednia zabrał jej dużo ze sobą. Ponoć jego rycerze popijali herbatkę z kurdybanka na wzmocnienie organizmu, jak się okazało z powodzeniem.
Bluszczyk kurdybanek wzmacia odpornośc organizmu, zwiększa liczbę leukocytów, wzmacnia serce, reguluje przemianę materii, usuwa z organizmu szkodliwe produkty.
Maria Treben w "Aptece Pana Boga"poleca go jako lek na przetoki stosowany wraz ze skrzypem polnym i lnicą pospoltą do obmywań oraz jako jeden ze składników codziennej profilaktycznej herbatki dla całej rodziny.
Dr Henryk Różański także wiele pisze o kurdybanku i poleca go w przeziębieniach, kaszlu, astmie, dusznościach, zawrotach głowy, szumie w uszach, chorobach skórnych, kamicy, chorobach wątroby, braku apetytu, zaparciach, biegunkach, chorobach trzustki.
Zewnętrznie mozna go stosować (według medycyny ludowej-"Zioła z apteki z natury" , do przemuwań w trądziku, świądzie skóry , do okładów na rany.
Odwar z bluszczyka kurdybanka według Ożarowskiego:
Zioła( 1 łyżkę) zalewamy ciepłą wodą ( 1,5 szkl.)
Ogrzewamy do wrzenia i gotujemy na małym ogniu pod przykryciem 5 minut.
Odstawiamy na 10 minut, przecedzamy,
Pijemy 1/2 szkl. 2-3 razy dziennie przed posiłkeim
Dr Różański podaje przepis na mieszankę na wzrost leukocytów
2 łyzki kurdybanka
1 łyżka mniszka
1 łyżka pokrzywy
1łyzka glistnika
1 łyzka babki
Dwie łyżki mieszanki zalać 2 szkl. wrzącej wody i pod przykryciem parzyć 20 minut. Pić 4- 5 razy dziennie po 200 ml
Stefania Korżawska w książce" Po zdrowie z ziołami" podaje następujacy przepis na syrop z kurdybanka dla dzieci anemicznych, a takze dla wszystkich dla wzmocnienia nerwów i przybytku sił życiowych.
Garśc świeżego kurdybanka wrzucić do garnka, wlać 6 szklanek wody, zagotować, a następnie na małym ogniu ogrzewać 15 minut, przecedzic i dodac tyle miodu, ile jest wywaru. Wymieszać, zagotować i na małym ogniu podgotować 5 minut.
Przelać do butelek. Syrop można dodawać do ciepłej wody lub herbaty.
Zamiast wody można użyć dobrego białego wina.
Nie każdy ma przecież szansę przeżycia rocznicy drugiego milenium. Imperium Rzymskie, którym się pan profesor zajmuje, nie przetrwało dwóch tysięcy lat?
– W połowie III wieku n.e., za panowania cesarza Filipa Araba, obchodzone było pierwsze i ostatnie święto tysiąclecia Rzymu, ale było to to święto wolne od strachów, jakie my ostatnio przeżywaliśmy. W czasach starożytnych ludzie bali się różnych rzeczy, zaćmień słońca, księżyca, potopu, trzęsienia ziemi, ale nie bali się nastania nowych czasów, gdyż to wiązało się z ich stosunkiem do historii. Dla nich czas dostatku już był, najlepiej żyło się w Złotym Wieku i wszystko, co nastąpi, nic lepszego nie przyniesie. My dzisiaj uważamy, że człowiek może kierować wydarzeniami, zmieniać ustroje, uszczęśliwiać ludzi swoimi teoriami. Tymczasem Rzymianie mieli bardzo obojętne podejście do historii. Wszystko, co ma być, to i tak będzie, niezależnie od ludzkiego wysiłku. Inne mieli też podejście do kwestii dat. W życiu codziennym nie numerowano lat, zaczynając od jakiejś daty. Mówiono tylko, że to i tamto stało się, gdy konsulami byli ci i ci, lub cesarzem był ten i ten. Dzięki temu nie ulegali magii cyfr. Tylko w księgach uczonych pojawiały się daty liczone od roku 753 p.n.e., czyli od założenia Rzymu. Rzymianie dzielili historię na okresy uzasadnione konkretnymi faktami. A czy my dzisiaj też nie posługujemy się pojęciami dotyczącymi pewnych epok, mówiąc że to było “za czasów Gomułki”, a tamto stało się “za wczesnego Gierka”? Na przykład dla mnie, jako historyka, wiek XIX to powinny być lata 1815-1914, a wiek XX to okres od 1914 do 1989 roku. Tymczasem my jesteśmy zafascynowani numerologią.
Rzym upadł, a chrześcijaństwo dotrwało do dwutysiącznego roku i świętujemy go, licząc od narodzenia Chrystusa.
– Okrągła rocznica urodzin Chrystusa minęła już co najmniej kilka lat temu i od dawna wszyscy historycy wiedzą, że w VI wieku popełniono błąd. Ze względów technicznych nie można tej pomyłki już naprawić i z tym błędem musimy żyć. Nie można przecież przeliczyć całej historii, cofając ją od 4 roku p.n.e., gdyż wtedy mielibyśmy dzisiaj rok 2004. A stało się tak, gdyż pierwsi chrześcijanie przez całe wieki nie badali, kiedy się Chrystus narodził. Dla chrześcijaństwa antycznego najważniejszym świętem był dzień Zmartwychwstania Pańskiego, w którym tkwiła istota wiary. Wiedziano, że urodził się za panowania cesarza Augusta, gdy żył jeszcze król Herod i to im zupełnie wystarczało. Dzisiaj wiemy, że Chrystus urodził się w roku 4 p.n.e., a może nawet kilka lat wcześniej…
Zresztą dzień narodzin Chrystusa, 25 grudnia, też jest przez historyków kwestionowany?
– To zupełnie pewne, że nie mógł przyjść na świat z końcem grudnia, choćby ze względu na obecność pasterzy, którzy w okresie zimowym również w tamtejszym klimacie nie wypasają swoich owiec. Dopiero w IV wieku chrześcijanie próbowali znaleźć odpowiedni dzień w kalendarzu dla świąt Bożego Narodzenia. Podjęli bardzo słuszny wybór, ustalając to święto na dzień 25 grudnia, gdyż jest to data przesilenia zimowego, od której dnia zaczyna przybywać. A poza tym 25 grudnia Rzymianie obchodzili dzień Słońca Zwycięskiego. Było to wielkie święto dla wyznawców Mitry. Równocześnie chrześcijanie też często identyfikowali Chrystusa ze słońcem. Poza tym pogańskie święto Słońca poprzedzone było radosnymi Saturnaliami, ludzie bawili się, obdarowywali się prezentami. Wybierając tę datę, chrześcijanom udało się schrystianizować to pogańskie święto. Atmosfera radosnych Saturnaliów też przeniosła się na nasz okres poprzedzający Boże Narodzenie. Dlatego też pod względem kalendarzowym, obyczajowym i religijnym cały czas kontynuujemy tradycje z czasów rzymskich.
Również powitanie Nowego Roku?
– Oczywiście. Od 153 roku p.n.e. w dniu 1 stycznia rzymscy konsulowie obejmowali swój urząd i dlatego od tego czasu jest to bardzo ważna data. Dla Rzymu Nowy Rok to nowa kadencja dwóch konsulów.
Co jeszcze zawdzięczamy Rzymowi w naszej tradycji?
– O, bardzo wiele. Na przykład to, że nie pracujemy w niedziele. Pamiętamy niedawną dyskusję w naszym Sejmie na temat otwarcia sklepów w niedziele i powoływanie się na tradycję chrześcijańską. Gdybym był w tej kadencji posłem, zapytałbym z sejmowej trybuny, gdzie w Starym czy Nowym Testamencie jest mowa o niedzieli jako dniu wolnym od pracy? Wszędzie mówi się o sobocie, jako siódmym dniu tygodnia, licząc od niedzieli. A zresztą Chrystus był bardzo tolerancyjny do kwestii pracy w tym dniu i, jak to zostało napisane w Ewangelii św. Mateusza, gdy faryzeusze donieśli mu, że jego uczniowie w tym dniu zbierają ziarna, powiedział: “Przecież sabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu”. Dopiero Konstantyn Wielki, około roku 330, czyli w IV wieku n.e., ustanowił na cześć Boga Słońca niedzielę jako dzień wolny od pracy, zastrzegając jednak, że jeżeli jest to konieczne, można wykonywać niezbędne prace na roli. Ustanowienie wolnych niedziel jest jednym z nielicznych edyktów rzymskich, które obowiązują do dnia dzisiejszego.
Co jeszcze zawdzięczamy kulturze rzymskiej?
– Choćby i to, że w kościołach katolickich mamy obrazy i figury. Dawni chrześcijanie nie mieli w swoich świątyniach ani obrazów, ani też rzeźb, gdyż stosowali się do II przykazania biblijnego, które zakazuje oddawania czci jakimkolwiek wyobrażeniom. Kościół dopiero w IV wieku, pod wpływem masowo nawracających się pogan, zaczął tolerować sztukę figuratywną i oddawanie jej czci, co zresztą było powodem wielu sprzeciwów. Pamiętamy chociażby o obrazoburcach w Bizancjum, którzy przez cały wiek niszczyli ikony jako wyraz pogańskiej sztuki. Dzisiaj w prawosławiu są wprawdzie obrazy, ale nie ma figur. Obrazów figuratywnych nie ma w krajach islamskich, u ortodoksyjnych Żydów, protestantów. Ponieważ zabrakło drugiego przykazania, aby było ich nadal dziesięć, podzielono sztucznie dziesiąte przykazanie i dzięki temu mamy dziewiąte – “Nie pożądaj żony bliźniego Twego” i dziesiąte – “Ani żadnej rzeczy, która jego jest”, chociaż stanowić to powinno jedną całość. Stąd też podróżując po świecie, zwłaszcza po krajach protestanckich, trzeba uważać na numerację przykazań, gdyż nie wszędzie poszczególne przykazania mają te same numery, co u nas. Zwolennicy swoistej interpretacji drugiego przykazania przez Kościół katolicki argumentują, że dzięki temu wspaniale rozwinęła się sztuka sakralna.
Dlaczego tak bardzo interesuje się pan okresem wczesnego chrześcijaństwa?
– Moim powołaniem jest uświadamianie, jak bardzo jesteśmy rzymscy i dzięki temu potrafimy lepiej zrozumieć chrześcijaństwo. Równocześnie bardzo pragnąłbym, aby współcześni mi ludzie, a szczególnie nasi politycy, którzy podają się za katolików, bardzo poważnie traktowali swoje chrześcijaństwo i zaczęli myśleć kategoriami pierwszych chrześcijan. Dzisiaj nasz polityk-katolik modli się – “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, po czym od siebie dodaje – “Ale sprawiedliwości musi stać się zadość!”, bo oko za oko, ząb za ząb. Natomiast chrześcijanin antyczny niczego już od siebie nie dodawał. Ja ci wybaczam, a wymierzenie sprawiedliwości zależy od Boga. Postępowano zgodnie z przykazaniem Chrystusa o “zasadzie drugiej mili”, o którym w żadnej współczesnej homilii nie słyszałem. Przecież Chrystus powiedział, że jeżeli ktoś cię przymusza, abyś szedł z nim jedną milę, idź z nim dwie, nie sprzeciwiaj się. Dzisiejszy chrześcijanin w naszym kraju chętnie pójdzie 500 kilometrów w pielgrzymce, ale ze swoim wrogiem nie zrobi ani kroku, bo sprawiedliwości musi stać się zadość i z takim draniem mu nie po drodze! Na tym właśnie polega różnica pomiędzy chrześcijaństwem obecnym a antycznym.
Wróćmy jednak do 2000 roku. Dla pana profesora, jak zrozumiałem, to żadna ważna data. Ale czy, rzeczywiście, nie musimy się niczego obawiać w nowym tysiącleciu?
– Jak już powiedziałem, problem roku 2000 nie leży w dacie. Sztucznie rozdmuchano psychozę nadejścia XXI wieku, gdyż był to znakomity biznes. Na euforii związanej z nowym tysiącleciem znakomicie zarobili organizatorzy zabaw, firmy turystyczne, komputerowe, kościoły. Cel został osiągnięty i na własne życzenie świat dał się oszukać i oszalał. Tymczasem poważny problem zmiany epok nie tkwi w numerologii, ale zupełnie gdzie indziej. Tragedią historii jest to, że w tym samym czasie na świecie żyją ludzie z różnych epok i dlatego jedni z drugimi nie mogą się porozumieć, inną mają mentalność, inną psychikę, inne kategorie myślenia i postrzegania. Jedni są już dawno w XXI wieku, a inni myślą jeszcze kategoriami głębokiego średniowiecza, a może nawet paleolitu. Dlatego też, przy tak szybkim rozwoju współczesnej techniki, stało się to niebezpieczne.
Dlaczego?
– Człowiek dysponujący łukiem lub kuszą niewiele mógł zrobić krzywdy innym, zabić jedną, dwie osoby. A co się stanie, gdy przy dostępnej obecnie technice wojennej do władzy dojdzie nie intelektualista mający poglądy odpowiadające trzeciemu tysiącleciu, ale człowiek o mentalności średniowiecznego fundamentalisty? Taki człowiek może jednego dnia dojść do wniosku, że należy wymordować wszystkich myślących lub kochających inaczej i to zrobi. Dlatego nie boję się nie mającej żadnego znaczenia zmiany daty, lecz tego, aby w XXI wieku o losach świata nie decydowali ludzie reprezentujący dawno minione czasy. Im szybszy rozwój nauki i techniki, tym zagrożenie to jest większe.
Rozmawiał: Leszek Konarski / 7 lutego 2000 / Źródło: Przegląd
Aleksander Krawczuk o poganach
— Moim ulubionym cesarzem jest Marek Aureliusz. Jednak najbliższy jest mi Julian Apostata. Jest to wspaniała postać w historii Rzymu i jedna z najwspanialszych postaci w dziejach Europy. Imponuje mi on nie tylko ze względu na swój stosunek do religii, ale przede wszystkim ze względu na wspaniałe cechy charakteru. Proszę sobie wyobrazić młodego chłopaka, który kocha książki, spokojne życie uniwersyteckie i starą kulturę. Tak jak Krawczuk właśnie. I w pewnym momencie staje on przed zupełnie dla niego niepojętym zadaniem. Musi jechać z Aten do Galii i walczyć z Germanami. Zwycięży albo zginie. I ten człowiek postawiony w sytuacji rozpaczliwej sprawdza się. Dla mnie jest to coś wspaniałego. I jego stosunek do kultury, która była dla niego…religią. Słyszy pan, jak to ładnie brzmi — minister kultury czci człowieka, dla którego kultura była religią! On chciał ratować kulturę antyczną przed zalewem barbarzyństwa zewnętrznego i wewnętrznego. Tym barbarzyństwem wewnętrznym w owych czasach, niestety muszę to powiedzieć uczciwie, przez co narażę się wielu ludziom, było chrześcijaństwo. Cechowało się pogardą lub — w najlepszym wypadku — obojętnością dla dziedzictwa antycznego świata, które nierozerwalnie było związane z kultem bogów.
— Pan jest wierzący?
— Proszę pana, ten podział na wierzących i niewierzących jest po prostu bez sensu. Każdy normalny człowiek jest wierzący, bo wierzy w jakieś wartości, które niekoniecznie są uwarunkowane materialnie.
U nas niestety pokutuje bezsensowny podział na wierzących , którzy chodzą do kościoła i niewierzących, którzy są wstrzemięźliwi w tych poczynaniach. Natomiast gdyby pan zapytał mnie, czy ja jestem ateistą bądź marksistą , to w obu przypadkach bym zaprzeczył. I powiem panu coś, co wywoła uśmiech: ja jestem politeistą.
To znaczy, że wierzę w wielu bogów. No i powie pan: Krawczuk zwariował, bo tak się przejął starożytnością, że pewnie pali kadzidło przed Zeusem lub Afrodytą.
To dopiero poganin i grzesznik! Nie. To nie o to chodzi. Wszyscy, którzy są monoteistami wierzą w jednego, doskonałego Boga i zarazem, chcą czy nie chcą, muszą też wierzyć w jego przeciwieństwo, czyli esencję zła. W szatana. Z tej też przyczyny skłonni są dzielić wszystko, co na tym świecie się dzieje — dychotomicznie. Tu jasność, tam ciemność. Ja mam rację , ty jej nie masz, więc trzeba cię niszczyć. I stąd religie monoteistyczne są z reguły swej religiami nienawiści. I to jest zrozumiałe. Bo jeżeli ktoś nie jest po mojej stronie, to służy złu, diabłu i trzeba go wyplenić z korzeniami. Na co zresztą Pismo Święte daje szeroki przyzwolenie. Natomiast my, politeiści, jesteśmy sługami wielu bogów, którzy nie są doskonali. I stąd się biorą sympatyczne cechy politeistycznej religii — wyrozumiałość, łagodny sceptycyzm, naturalna tolerancja oraz pokora wobec ludzi i świata. My przede wszystkim jesteśmy otwarci, bo tak do końca nie jesteśmy pewni czy ten, czy tamten ma rację. Gdyby przybyli goście z kosmosu i chcieliby sklasyfikować ziemskie religie , to zastosowali by zapewne do tej klasyfikacji ewangeliczną zasadę: po owocach nie poznacie je. Oczywiście przedstawiciele wszystkich ziemskich religii uznaliby jedynie swoje za prawdziwe, doskonałe, dobroczynne, itd. Ale nasi goście z kosmosu na pewno by odrzucili te religie, które splamiły się krwią ludzką. Odrzuciliby chrześcijaństwo i islam. Natomiast zaakceptowaliby z tych wielkich religii jedynie jedną czystą — która nigdy nie skalała się krwią ludzką , prześladowaniami, inkwizycją, fanatyzmem, wojnami religijnymi — która ogarnia swoją miłością cały świat wszystkich istot żywych, czyli nie czyni przepaści nie tylko pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, ale nawet roślinami. Tę religią, jak zapewne panu wiadomo, jest buddyzm. I co ciekawe, ten stary czysty buddyzm jest religią bez boga, a więc jakby religią ateistyczną. Czyli odpowiadając na pytanie, czy jestem wierzącym, mógłbym odpowiedzieć: tak, jestem wierzącym politeistą. Ale ja nie jestem buddystą, bo religia ta ma też swoje uwarunkowania historyczne i lokalne, które każą im raczej wyżej stawiać moich sympatycznych dawnych bogów. Pan uśmiecha się, bo dostrzega żartobliwą nutę w moich wypowiedziach.